Blog - Listy do Miłości – odcinek 1 Dotknij mnie tak, jakbyś wiedział, że boli

White and Greyscale Photo Wellness Instagram Post (297 x 210 mm) (Reklama na Facebooka) (21)

„Listy do Miłości” to czuła seria tekstów o relacjach – tych, które trwają, i tych, które bolą. O pragnieniu bycia zauważonym. O dotyku, który koi bardziej niż słowa. I o codziennych gestach, w których mieszka prawdziwe „kocham cię”.

Czasem nie krzyczymy, że cierpimy – tylko się oddalamy. Czasem zamiast mówić „zostań”, wchodzimy w dumne milczenie. Czasem dorosła kłótnia to po prostu głos dziecka, które kiedyś nikt nie usłyszał.

Miłość – ta prawdziwa – nie polega na idealnym dopasowaniu. Ale na tym, że ktoś chce zostać, nawet kiedy widzi nasze pęknięcia.

Ten list jest dla wszystkich, którzy czują, że kochanie to czasem dotykanie cudzego bólu – z czułością i odwagą. I że w miłości nie chodzi tylko o szczęście, ale o bliskość wtedy, gdy boli.

Jeśli kiedykolwiek chciałeś, żeby ktoś cię zobaczył naprawdę – przeczytaj. Ten list może być właśnie o tobie.


O tym, że dorosła miłość czasem leczy to, co nie zostało ukochane w dzieciństwie

„Kiedy kłócą się dwoje dorosłych, często krzyczą przez łzy swoich porzuconych dzieci.”
— Sue Johnson

Miłość dorosłych ludzi to nie tylko gra gestów, słów i obietnic. Czasem jest jak cisza pomiędzy dwoma starymi strachami. Dwojgiem ludzi, którzy niosą w sobie historie z czasów, gdy nikt jeszcze nie umiał ich do końca przyjąć.

Czasem kochamy, jakbyśmy desperacko chcieli coś odzyskać. Albo coś wreszcie poczuć.
Dotyk, który nie bolał. Głos, który nie krzyczał. Ramiona, które nie znikały, kiedy byliśmy mali i przestraszeni.

I nagle – jako dorośli – mamy obok siebie kogoś, kto patrzy na nas z bliska. Tak blisko, że nie da się już ukryć ran.

To dlatego czasem reagujemy zbyt mocno. Zbyt gwałtownie. Zbyt dramatycznie. Bo nie tylko on się spóźnił – on nas zostawił. Nie tylko ona się zamknęła – ona przestała kochać. Tak to czują nasze wewnętrzne dzieci.

Miłość to nie tylko przyjemność. To pole uzdrawiania.

Sue Johnson, terapeutka par, pisze w „Trzech obliczach miłości”, że głód emocjonalnej więzi to nie kaprys. To potrzeba neurobiologiczna. To głęboka, zapisana w ciele tęsknota za kimś, kto powie: „Nie odchodzę. Widzę cię. Zostaję.”

Miłość, ta prawdziwa, to nie ciąg romantycznych kolacji i wspólnych seriali. To momenty, gdy jedno z was mówi: „Nie radzę sobie”, a drugie odpowiada: „Nie musisz sobie radzić sam”.

To ona, która nie boi się jego milczenia – bo wie, że to nie atak, tylko schron.
To on, który nie odwraca się od jej łez – bo widzi w nich dziewczynkę, której kiedyś nikt nie wysłuchał.

To wieczorne „śpisz?”, które znaczy: „czy jeszcze jesteś przy mnie?”
To dotyk, który mówi: „nie bój się, jestem blisko, nawet jeśli nie mówimy nic.”

To czułość jako lekarstwo.
Nie czułość przesłodzona. Czułość świadoma.

Bo dorosła miłość to często dwie dziecięce tęsknoty, które uczą się siebie nawzajem. Nie zawsze idzie gładko. Ale kiedy ktoś naprawdę cię zobaczy – nie przez pryzmat „czy jesteś wystarczająco dobry”, ale „czy jesteś w bólu” – wtedy zaczyna się leczenie.

Niektóre rany w nas powstały, zanim umieliśmy mówić. Dlatego czasem same słowa nie wystarczą. Ale wystarczy spojrzenie, które nie ucieka. Dłoń, która nie drży. Obecność, która nie zniknie przy pierwszym krzyku.

Miłość to nie terapia – ale może być terapeutyczna.

Zwłaszcza gdy mężczyzna, który miał być silny, wreszcie może powiedzieć: „Boję się, że mnie zostawisz.”
Zwłaszcza gdy kobieta, która miała być dzielna, wreszcie może szepnąć: „Chcę, żebyś mnie przytulił.”

Bo może wcale nie chodzi o to, żeby się nie bać.
Tylko o to, żeby mieć się do kogo przytulić, kiedy strach wraca.

Laboratorium Nastroju - nastrojomierz.pl

Jeśli artykuł Ci się spodobał, będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz go na swojej stronie lub prześlesz znajomym. A jeśli masz pytania, śmiało napisz do nas: kontakt@nastrojomierz.pl – z przyjemnością odpowiemy! Jesteśmy wdzięczni za zainteresowanie i ciepło pozdrawiamy!

Udostępnij znajomym: